Grudzień jest miesiącem nie tylko zamykania pewnych spraw, podsumowania mijającego roku, ale także miesiącem spotkań, nie tylko tych w gronie rodzinnym, ale i pracowniczym. Zwłaszcza w dużych korporacjach, gdzie pracują setki osób, rozmowa z każdą z nich lub z przynajmniej częścią jest niemożliwa w ciągu roku, chyba że wyniknie ze służbowych zależności. Coraz częściej jednak mówi się, może nie oficjalnie, jednak dość głośno, że takie korpo wigilie to święto próżności, obłudy i fałszu. Czy warto organizować takie spotkania?
Korporacja to firma specyficzna. Spotyka się w niej wiele osób, o bardzo różnych temperamentach, osobowościach i charyzmie. Jednych się lubi, z innymi się zaprzyjaźnia, a jeszcze innych się nie cierpi, nie trawi i nie chce się mieć z nimi jakiegokolwiek kontaktu. Aż na Wigilii firmowej zostanie się posadzonym obok nich. Przymus składania życzeń, całowania się z nimi przy składanych życzeniach jest dla wielu zbyt ciężkim obowiązkiem. Często podnoszony jest argument, że wigilia jest w gronie rodzinnym, ma wymiar duchowy, a nie służbowy. Na takich spotkaniach nie ma przecież chwili na refleksję, często też pity jest alkohol. Może zatem warto nazywać te spotkania „przedświątecznymi”?
Z jednej strony warto utrzymać tradycję corocznego wspólnego spotykania się w gronie współpracowników, nawet tych nielubianych. Zacieśnia to więzi międzyludzkie, pomaga w budowaniu zespołu, pokazuje relacje między pracownikami. To chwila, kiedy można sobie pogadać z ludźmi, których nie widuje się codzienne, z innych działów, lub z przyjaciółmi zza biurka. Można się pokazać z innej, mniej oficjalnej strony.
Jednak takie spotkania mają chyba więcej przeciwników niż zwolenników. Zarzuca się im przede wszystkim obłudę, fałsz i sztuczność. Siadanie przy wspólnym stole z osobami, których się nie lubi, nie szanuje lub po prostu nie chce się z nimi rozmawiać, jest sztuczne, naciągane i niepożądane. A już na pewno do szału może doprowadzać składanie im nieszczerych życzeń, całowanie ich w policzek – lub wykonywanie całusów w powietrzu niczym damulki z Hollywood. A szczy hipokryzji jest wtedy, kiedy po burzliwym, nieprzyjemnym spotkaniu z szefostwem, idzie się na taką wigilię i musi się udawać radość i natchnienie duchem świąt.
Takie wyjściowe wigilie czy raczej spotkania świąteczne są must be w każdej niemal korporacji. Nie ważne czy jest się ateistą, katolikiem, muzułmaninem czy prawosławnym. Trzeba być. Trzeba się uśmiechać, stworzyć piękny obraz samego siebie, taki, jaki chcą widzieć szefowie. Obecność często jest obowiązkowa, choć nikt o tym nie powie głośno. Spotkania takie trzeba umieć przetrwać. Zatem w grudniu trzeba uzbroić się w nieśmiertelnego ducha świąt.
Korporacyjna Wigilia
CategoriesPraca w korporacji
Written by:Kinga
Be First to Comment